
Podobno uparte ćwiczenie pewnych mięśni odpowiedzialnych za uśmiech z czasem wywołuje w mózgu reakcję taką samą jak przy prawdziwym, spontanicznym uśmiechu.
Ciekawe, czy zabobonne lepienie uchachanych gębuś też ma takie działanie?
Jak dawne nieporadnie tworzone gliniane figurki boginek zapewniających powodzenie i dostatek, tak ja mam ochotę dziś ulepić coś, cokolwiek, co zaklętym, niezdarnym uśmiechem, pośrednio zlepi w całość moje dzisiejsze niewesołe myśli.
Ale już wiem, że to nie ten grymas mi pomoże. Tylko prawdziwy uśmiech w kącikach dużych oczu, mojego małego człowieczka, dla którego z nie tak wielkim trudem, udaję, ze jest ... dobrze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz