piątek, 31 października 2014

Kraina Muzyki

[sprzed roku]
Listopadowy wieczór. Właściwie popołudnie, ale ciemno całkowicie. Chodnik wzdłuż ulicy w zasadzie normalny, ale po ciemku zdaje się być okropnie wyboisty. Czy to gałązki żywopłotu stukają o moją torebkę i kurtkę czy to warkocze plecione z zimnego deszczu? Potem jeszcze kilkanaście kroków przez równie nieoświetlony dziedziniec, schody, wejście... i dalej uderza już światło i ciepło wnętrza budynku. Parujące wilgocią korytarze i moje okrycie wyglądają dość tajemniczo - jakby ktoś rozprzestrzenił magiczny dym...
Atmosfery niezwykłości dodają dźwięki dochodzące z kolejno mijanych sal. Szparami pod drzwiami, niesfornie, snuje się muzyka: tu skrzypce, tam lekki flet, a dalej fortepian powtarza kilka taktów. 
Pędzę wyżej, na kolejne piętro, a tam znów mrok. Przez wielkie okna szkolnego korytarza nie wpada światło, bo nie ma go i na zewnątrz, za to szyby grają uderzane milionem kropel. Szesnasteczki. Puk - puk, kap-kap.
Biegnę dalej, bo nie chcę, nie mogę się spóźnić!
No horyzoncie otwarte drzwi szkolnej auli wypuszczają snop światła na wypastowaną podłogę. Stąpam szybko po nierównościach błyszczącego linoleum, gonią mnie jakieś mocne akordy z pierwszego piętra. Ale już wchodzę do auli, udało się.
Zdążyłam. Moja córka bieli się galową bluzką przy fortepianie na podwyższeniu auli. Głęboko oddycham, już siadam. Za chwilę koncert.
...
Z zewnątrz typowa tysiąclatka, szkoła jakich wiele. Trochę betonu, boisko w pobliżu, blokowisko wokół. Drzwi zupełnie normalne, nie dźwiękoszczelne.
A w środku magia, kraina muzyki. Sączą się dźwięki, suną po burej lamperii, tej praktycznej. Na podłodze futerały, nuty, trampki.
Świecą się oczy.
Szkoła Muzyczna.

Brak komentarzy: