wtorek, 9 października 2012

Tak naturalnie

Zaobserwowane.

Od początku robiła wszystko co kazali jej lekarz, mama, mąż... Jadła same obrzydliwe rzeczy chociaż mdliło ją już na samą myśl o tych pożywnych pokarmach. Wszyscy twierdzili, że od tego dziecko będzie zdrowe i już samą dietą i bezstresowym trybem życia w czasie ciąży zapewni potomkowi "dobry start".
A ją mdliło jeszcze bardziej na dźwięk tych słów. Nie chciała, aby Dziecko od razu gdzieś startowało...
Starała się nie myśleć jednak o tym, bo to ją stresowało, a tego nie było przecież jej wolno.

Dziecko na razie było mistrzem pływania relaksacyjnego w bezpiecznym zakamarku...

Lekarz zawsze patrzył tylko na ekran monitora od USG lub marszczył czoło nad wynikami badań.

Mąż coraz częściej wracał podekscytowany z nowymi pomysłami. Odcinała skojarzenia i wątki myśli wiązała wtedy w kłębki, bo każde to skojarzenie mogło prowadzić do tego, że nasłuchał się dziś znów koleżanek z pracy i sam lepiej wie jak zrealizować Projekt Dziecko.
Na nią właściwie nie patrzył.

Mama podsuwała jej czasopisma, gdzie na dwóch stronach, w tym pięciu fotoszopowanych zdjęciach edukowano jak przeżyć ciążę i nie zwariować.

A ona najbliżej szaleństwa była właśnie wtedy, gdy ktoś przekraczał jej granicę wytrzymałości radząc i chuchając na nią jakby była jajkiem. Ach tak..., faktycznie była kimś prawie wysiadującym jajko.

Gdy próbowała tłumaczyć, że coś jej nie pasuje, że ona czuje i wie co robić, patrzyli na nią z pobłażaniem..
"Te humory..."
Szepty męża pod koniec wizyty w przychodni i recepta od lekarza na bezpieczne leki uspokajające lądująca na stole... Dziwne.

Granica została przekroczona, gdy namówiona na dziwaczne czterowymiarowe USG  (On: Oczywiście, że to dobry pomysł, kochanie!) zobaczyła na ekranie dziwną istotę, w nienaturalnych kolorach, przypominającą bardziej Obcego niż dziecko. Czuła, że odarli tę Istotę z jej tajemnicy i zachłannie chcieli patrzeć, nagrywać, zarchiwizować.

Nie dała nic po sobie poznać. Kiedy jakiś czas później została sama, spakowała plecak, wodę i trochę jedzenia.

Poszła drogą przez działki, aż do lasu nad brzegiem rzeki. W powietrzu unosił się najpierw zapach spadających  o tej porze owoców. Finalizacja corocznego przedsięwzięcia natury. To, co rosło i dojrzewało, teraz jest gotowe. Nagrzane powietrze falowało.

Idąc potem leśną ścieżką wzdłuż rzeki widziała nabrzmiałe kasztany i dębowe żołędzie, już już prawie skończone efekty wysiłku rodzicielskich drzew.  

Usiadła opierając się plecami o jedno z drzew. Czuła, że jest jej dobrze tak, jak jest.
Nogi oparła o nadrzeczny piasek. Ciemna rzeka szumiała spokojnie. Ona miała wrażenie, że Dziecko jakoś bardziej rozprostowało kończyny w jej brzuchu, choć miejsca już nie miało za dużo. Ona odetchnęła z ulgą.

Nie wiedziała, ile minęło czasu. Ktoś gdzieś otworzył śluzę i poziom wody podniósł się tak, że fala musnęła jej stopy.

Nie, nic złego się nie stało.

Wstała i po ciemku trafiła na znajomą ścieżkę. Za wzgórzem, na które wspięła się z trudem, było już widać światła osiedla.
Oddychała głęboko. Gdy otworzyła drzwi mieszkania, nie słuchała okrzyków: "Co się stało?", Szukaliśmy Cię pół dnia!".

Stała z dłonią opartą na brzuchu a głos miała spokojny i pewny:

"Od dzisiaj JA decyduję."


Brak komentarzy: