Dwie kobiety. O, w tym wydają się naprawdę podobne. Obie świetnie radzą sobie z mężczyznami.
Są przez nich raczej lubiane (och, kto to wie...), na pewno zauważane, a po cichu Wam powiem, że mężczyźni obu ich się nieco boją. Można to też nazwać szacunkiem na zapas.
Męski osobnik po prostu czuje się przy nich trochę bezwolny i po kryjomu, gdy One tego nie widzą, sprawdza czy nie plączą mu się gdzieś za plecami marionetkowe sznurki.
Obie trafiają w sedno męskiego humoru, sprawnie potrafią wybrnąć z niewybrednego żartu. Tak, że faceci muszą kolejną kąśliwą uwagą maskować cichy podziw.
Każda z nich jest zmienna, lecz z umiarem. Na tyle, aby trzymać obrany kurs, ale też by nie być zbyt przewidywalną dla mężczyzn.
A jednak Pierwsza nauczyła się tego wszystkiego w komforcie nierozsądnej miłości Tatusia. Zawsze wychwalana, chuchana i rozpieszczana przez Ojca, bardzo wcześnie chwyciła za sznurki. Pewna swej władzy rozszerzała ją na chłopców z placu zabaw, kolegów ze szkoły, znajomych ze studiów. Równolegle z tytułem magistra, broniła już doktoratu w sprawowaniu władzy nad mężczyznami... Świat był dla niej teraz równie przyjaznym placem zabaw jak w dzieciństwie, tylko znacznie większym.
A Druga mozolnie odkrywała tajniki męskiej natury. Choć słyszała, że nie ma tam zagadek i wszystko jest proste, zgłębiała dalej. Wtapiała się w chłopięce zabawy, gardziła sukienkami i wyciągała robaki z błota. Skoro jej Ojciec mógł patrzeć przez nią na wskroś w telewizor, musiała widocznie nie istnieć. Zazdrościła więc chłopcom, że istnieją. Pilnie pracowała by stać się Kimś. A gdy faceci już zaufali jej jak "swojej", zaczęła jeszcze głębiej w kieszeni chować kobiecą intuicję. Swoboda i luz, oto co ma być na wierzchu.
Obie spotkały się w jednym punkcie. Mogłyby sprawować władzę absolutną nad mężczyznami.
Gdyby tylko Pierwsza nie czuła do nich pogardy.
Gdyby Druga nie podziwiała ich tak bardzo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz