piątek, 26 listopada 2010

Tekstura świata

Stoję, a przede mną swiat. Miękki, kolorowy, prawie jak mapa.
Nad głową Turcja. Po lewej ręce Argentyna. Po prawej Chiny, Indonezja.
Wszystko na wyciągnięcie ręki.
Na dole Indie.
Sprawdzam - ta w paski ma 100% bawełny, ale w sumie brzydka...
I Chiny odpadają.
Jedno wyciągnięcie ręki i Malezja czy Indonezja już będzie w moim władaniu.
Ale... ten szalik ma krzywe wykończenie. Malezja spada w rankingach.

Globalna wioska spogląda na mnie z wyrzutem oczami słabo opłacanych robotników.
Nie pamiętam już jaki to sklep. Czy H&M czy B&G, czy C&A...

Na jednej ścianie wisi cała kolekcja. Skarpetki, czapki, bluzki, spodnie... a każde z innego kraju - jak galeria widokówek z podrózy po egzotycznych fabrykach. Metki błyszczą jak znaczki pocztowe.

Stoję przed tekstylną mapą światowych możliwości dużej sieci handlowej.
Zapominam w jakim jestem mieście, bo to nie ma znaczenia.

Jestem obywatelem zunifikowanej ziemi niczyjej, pod protektoratem H&M, B&G, czy C&A...

niedziela, 7 listopada 2010

Moc przekazu

Wczoraj w sobotnich Wiadomosciach, czyli w porze o rewelacyjnej oglądalności, jednym z głównych newsów była informacja o przestępcy, który na fikcyjnych aukcjach internetowych "naciągnął" ludzi na kilkaset tysięcy złotych. Jego oszustwa trwały około trzech miesięcy... Oprócz informacji samej w sobie, Wiadomości dbające o "dobro obywateli" ostrzegły w jaki sposób zachować ostrożność kupując przez internet. Irytujące, że nie wspominając nazwy portalu aukcyjnego (mamy ich w Polsce przecież całe mnóstwo :):) ), w migawkach pojawiały się fragmenty z ceną i "Kup Teraz", zupełnie niepozwalające na identyfikację, że to Allegro... Ech...
Zastanawia mnie, w jaki sposób wpłynie to na obroty na aukcjach allegro. "Wiadomości TVP" to przecież moc autorytetu i widownia milionowa...
Nieważne, że w co trzecim niewirtualnym sklepie ceny bywają zawyżane bezpodstawnie, i że w osiedlowym warzywniaku Pan Z. notorycznie zapomina wydać reszty. Istotne jest to, że media mają władzę i mogą obrzydzić na przykład nietradycyjne sposoby kupowania.
Mogą niestety zrobić co chcą.

PS (z dnia 26 listopada): Ha, od czasu napisania tego powyżej, już dwa razy kupiłam coś na allegro :). Może jednak ten skutek uboczny zadziałał w zupełnie inną stronę...? Raczej jako przekorna zachęta?

niedziela, 29 sierpnia 2010

Głodna wrażeń

Doświadcz. Poczuj zanim skomentujesz.

Dziś nachodzą mnie różne myśli dotyczące głodu. Przyczyna niestety prozaiczna - prawie całe dwa dni nie mogę nic jeść z powodów medycznych. Ogólnie to źle znoszę głód, zawsze kręci mi się w głowie, mam mroczki. Ale dziś, kiedy jest intensywniejszy, próbuję znaleźć jakieś pocieszenie. Z pomocą przychodzi mi myślenie ewolucyjne. Skoro ludzie od tysięcy lat musieli zdobywać pożywienie, a nie paśli się na łąkach niczym bydło, muszą mieć jakieś pradawne przystosowanie do bycia głodnym, bo tak pewnie przez większość czasu się czuli. Wzmagało to ich zmysły, aby szybciej i skuteczniej namierzyć pokarm. Sprawiało, że energia, nie zużywana w dużej części na trawienie, mogła być wykorzystana w lepszym celu. Biegli tacy leciutcy za zwierzyną albo zauwazali na dalekim drzewie smaczne owoce... Z emocji w czasie poszukiwania jedzenia az nie czuli głodu :).

Wiem, że gdybym się teraz czymś porządnie zdenerwowała, przejęła, adrenalina zrobiłaby swoje i głód byłby nieodczuwalny.

Współcześnie, w społeczeństwach, gdzie jest dostateczna (lub nadmierna) ilość pożywienia, nie ma szans na krótką głodówkę, na oczyszczenie organizmu - przeeksploatowanego zakładu przeróbczego, w którym nie ma przerwy na konserwację linii...
Oferują je drogie kliniki jako luksus dla wybranych. Najlepiej połączone z masażem, aromaterapią i innymi przyjemnościami.

Z drugiej strony mędrcy wszelkich kultur i religii, wiedząc jak dobroczynny jest post, stosowali i zalecali go z korzyścią dla ciała i dla ducha. Podobno nieskrępowany niczym mózg umie wznosić się na jakieś wyżyny, wolne od fizjologii trawienia. Wtedy to odkrywa się uniwersalny porządek świata, najgłębsze prawdy o życiu...

Ale zamiast tego przypomina mi się jak zabawnie w swojej książce "Bar MacCarthiego" opisuje Pete MacCarthy post w czasie swojego pobytu w jednym z miejsc irlandzkich pielgrzymek - Lough Derg. Wspomina na przykład towarzyszy pielgrzymki, którzy z lubieżną miną snują na głos swoje fantazje kulinarne. Koniec końców jednak - efekt duchowy jest.

A ja, mimo dobrych chęci, zamiast lotu ponad przyziemność, mam ochotę zrobić szybki kurs za okno do sąsiadów na dół śladem aromatu i wygarnąć im dlaczego akurat dziś muszą gotować trzydaniowy obiad dla rodziny i wietrzyć to przez okno!!!
No! Ufff, pojawiło się troche adrenalinki i od razu mi lepiej....

Masa rowerowa c.d.

Brak podanego autora, fot. z serwisu miejskiego. Jam druga z prawej w zarówiasto zielonej bluzce :)

poniedziałek, 14 czerwca 2010

Masa rowerowa





ŚWIĘTO WROCŁAWSKIEGO ROWERZYSTY 2010

Było super, więcej info i zdjęć wkrótce, a na razie: link do strony G. WYBORCZEJ z artykułem na temat Święta Cyklicznego (strasznie podoba mi się ta dwuznaczność słowa). Na zdjęciu umieszczonym na tej stronie:

http://wroclaw.gazeta.pl/wroclaw/1,35751,8008840,Masa_rowerzystow_zawladnela_Wroclawiem__Na_jeden_dzien.html

jesteśmy tez my na rowerach.




Tak się składa, że jesteśmy na wielu zdjęciach z Wyborczej.




Ponieważ nikt się mnie nie pytał, czy nie mam nic przeciwko umieszczaniu mojego wizerunku w necie, to ja tez się oficjalnie pytać nie będę, ale podam oczywiście autora:




Tu autora nie podano... Kawałek mnie przy lewej krawędzi zdjęcia.





Fot. Łukasz Giza - Agencja Gazeta.

Jakiś centymetr na prawo i w dół od "Świecących na żółtopomarnańczowo" liderów akcji.

poniedziałek, 7 czerwca 2010

Miejsce do monitorowania powodzi...



... z dobrym widokiem, tanio wynajmę :)


Poważnie to w ostatnich tygodniach, ten zakątek osiedla znów trafił na usta całej Polski i chociaż w wielu innych miejscach w Polsce zdarzyły się i dzieją wciąz ogromne tragedie, to Kozanów wywoływał skojarzenia i uruchamiał emocje, których źródła tkwią w powodzi sprzed 13 lat, chociaz skala zniszczeń była teraz przecież niewielka. Dowód na moc mediów i wierność mitom?...


Pierwsza fala zaskoczyła, wiadomo... na drugą przygotowani byli wszyscy. Ale ta taka... słaba była... Fotki dla miłośników straży pożarnej i wojska.








To skrzyzowanie było w te dni celem wielu spacerów mieszkańców okolic (zrozumiała obawa) i osób z dalszych stron (dająca sie wytłumaczyć ciekawość). Wycieczki samochodowe, rowerowe, z pieskami, dziecmi, krewnymi spoza miasta. Rzadko tu takie tłumy bywają...

A wciąz opóźniająca się fala kulminacyjna, sprawiała, ze napięcie rosło, piwo w promocyjnej cenie z osiedlowej Biedronki znikało pite "w oczekiwaniu na" w grupkach, parach, byle w miejscu z widokiem na stronę, z której nadejść ma... fala. A pod wieczór zapadła cisza. Nie wiem, czy to mnie się wydawała ona wypełniona nerwowym wyczekiwaniem, nie wiem czy ludzie spali...

Cisza jednak nie trwała długo. Śpiąc przy otwartym oknie, jako, że noc zasłużyła wreszcie swą temperatura na miano czerwcowej, czułam się jak na wczasach nad nie byle jakim jeziorem. Na zalanych powodzią ogródkach działkowych żaby urządzały na wyścigi taką serię koncertów, jakby czuły, ze ich obecne lokum to tylko tymczasowa sprawa i trzeba korzystać póki ludzie zajęci są czyms innym... Zanim słońce osuszy bagienko, albo nim ktoś wpadnie na pomysł wypompowania wody, one tu szybko... następne pokolenie zabek, wiadomo, czasy niepewne, oczek wodnych jak na lekarstwo.

Przyroda nie zna pustki, nie wyjdzie w tym roku marchewka ani ogórki, za to kijanki będą pierwsza klasa! :)

czwartek, 8 kwietnia 2010

Zapachy Wielkanocy :)

Winda to twór uzyteczny. Winda w bloku to naprawdę konieczność (przed kilkoma laty, nie mieszkając w bloku, nie zaprzątałam sobie tym głowy, ale teraz 9 pietro bez sprawnej windy bywa wyzwaniem...).
Ale to banały i ja zupełnie nie o tym. Naprawdę fajną funkcją windy jest wożenie przez nią zapachów. Ta jej rola nasila sie w kazdy weekend a apogeum osiaga w święta, szczególnie te celebrowane pichceniem, gotowaniem, pieczeniem...
Na każdym piętrze rozpościera się inny kulinarny aromat, zwykle cięzki i charakterystyczny, jak: bigos, smazone mięcho, zbyt mocno przypieczona babka... Pominę te zupełnie nie do zdefiniowania ani zaakceptowania. Układają się te zapachy warstwami jak ciepłe tkaniny okrycia, jedne na drugich, na tyle tłuste, że wiszą uparcie i nie poruszają ich nawet otwarte okna. Niemieszalne. Ogromna aromatyczna chromatografia w skali 11 pieter.
Ale na szczęście zawsze znajdzie się sposób, aby ten stan zakłócić. Winda, ruszając i zatrzymując się z trzaskiem co chwilę, wozi ten zapachowy balast razem z pasażerami z piętra na piętro, z góry w dół i bezlitośnie miesza wypracowaną strukturę mas powietrza.
Uff, można wreszcie odetchnąć. Gdyby nie winda, mam wrazenie, ze zapach pieczonego wielkanocnego schabu z 8 piętra osiadłby tu co najmniej do lata...

wtorek, 9 marca 2010

Palcem po śniegu


Dwa miesiące temu -


Siedzę w pracy, w zimnym pokoju, bo to przy północnej ścianie i “zawsze tu zimno”. Rozcierając zmarznięte dłonie, z zazdrością patrzę za okno. Te dwie niebosiężne kolumny, dwa znaki szczególne Wrocławia, widoczne z każdego prawie miejsca miasta – kominy elektrociepłowni, są o dwa kroki stąd. Wypełniają prawie cały widok za oknem, a na ciemnym niebie zimowego zmroku nie widać granic kominów, kontury domyślnie są gdzieś pomiędzy czerwonymi światłami ostrzegawczymi. Jak to możliwe, że tak blisko elektrociepłowni, a w pomieszczeniu jest tak zimno. Zamarzają myśli. Palce nie trafiają w klawiaturę. I zazdroszczę tym chmarom ptaków, które najnormalniej w świecie wykorzystują potężne prądy wstępujące ciepłego powietrza nad kominami i krążą majestatycznie, wciąż i wciąż...


Ciekawe, czy wracają tu specjalnie, czy w ogóle im przeszkadza chłód, czy po prostu coraz to nowe ptaki trafiają na ten “cud” przypadkiem i ślizgają się na ciepłej fali dopóki nie wypłyną zbyt daleko by się wciąż unosić...


Kominy mnogości funkcji i znaczeń. Tu w roli twórcy prądów powietrza, czyli czegoś, co naturalnie w mym nizinnym mieście istnieć nie może.


Dla mnie Kominy są wyznacznikiem odległości od miasta, znakiem smutku powrotu z wycieczki, z wakacji... Przy odpowiedniej pogodzie, jadąc z Wału Trzebnickiego można o wiele wyraźniej dostrzeć kilka razy dalej położone Karkonosze niż bliski, ale zatopiony w zgniłej mgle Wrocław. Tak, jadąc z Trzebnicy możnaby pominąć istnienie mego miasta, gdyby nie... Kominy. One jak peryskop wyglądają ze smogu lub jak chorągiewka wbita w mapę. Irytujące.


A teraz ta cała skomplikowana instalacja elektrociepłowni daje ciepło miastu, które kurczy się w sobie, bo już dawno nie zaznało tak dużych mrozów. Przy okazji Wielki Demirg Ciepła robi frajdę ptakom, choć nijak nie przypomina stożka wulkanicznego...


Miesiąc temu -


Najpierw rzeczywistość zupełnie straciła kształty pod grubą warstwą śniegu. To już nie puchowa kołderka zmiękczająca kontury, tylko nawał bieli, która zabrała część rzeczywistości na całe tygodnie. Bo przecież coś, czego nie widać – praktycznie na razie nie istnieje.


Śnieg bezwstydnie wytknął nam miejsca opuszczone i niepotrzebne. To, co nie musi i nie jest odśnieżone, widocznie po prostu nie musi istnieć. Tylko użyteczne i konieczne ścieżki, dróżki, przejścia. Na resztę nie warto tracić sił. W ten sposób całymi tygodniami tkwią pod śnieżną pokrywą niektóre uliczki, chodniki, zakamarki czy podwórka. Skazane na zimowy niebyt. Co więcej los taki spotkał wiele samochodów. Można z nich wróżyć jak z warstw geologicznych... Ta fiacina męczy się pod półmetrową warstwą – czyli od Wielkiej Śnieżycy sprzed tygodnia nikt nawet fiaciny nie próbował odkopać. Tamtego auta nie widac wcale. Stoi jak dziwnie wypiętrzony pagórek na skraju chodnika. Skazane na nieobecność, postawiona kreska.


A ludzie mają szansę nie działać na pamięć, lecz wyznaczyć nowe ścieżki. Tabula rasa.


Wczoraj -


Znów spadł śnieg. Zaczynam jeszcze bardziej rozumieć naszych dawnych pogańskich przodków oddających cześć słońcu.


piątek, 5 lutego 2010

poniedziałek, 18 stycznia 2010

Ile waży śnieżny puch

Na ulubionym targowisku, gdzie czas się zatrzymał. Po pierwszym ataku zimy. Po drugim - zapadł się dach. Z w a z y w s z y na ilość śniegu, to sprawa wielkiej w a g i.

Sprzed Świąt

Nie była to miss choinek, ale cała akcja wybierania jej, kupowania i przewożenia do domu na sankach, intensywny zapach lasu w domu po zapaleniu lampek.... Cudo.