Doświadcz. Poczuj zanim skomentujesz.
Dziś nachodzą mnie różne myśli dotyczące głodu. Przyczyna niestety prozaiczna - prawie całe dwa dni nie mogę nic jeść z powodów medycznych. Ogólnie to źle znoszę głód, zawsze kręci mi się w głowie, mam mroczki. Ale dziś, kiedy jest intensywniejszy, próbuję znaleźć jakieś pocieszenie. Z pomocą przychodzi mi myślenie ewolucyjne. Skoro ludzie od tysięcy lat musieli zdobywać pożywienie, a nie paśli się na łąkach niczym bydło, muszą mieć jakieś pradawne przystosowanie do bycia głodnym, bo tak pewnie przez większość czasu się czuli. Wzmagało to ich zmysły, aby szybciej i skuteczniej namierzyć pokarm. Sprawiało, że energia, nie zużywana w dużej części na trawienie, mogła być wykorzystana w lepszym celu. Biegli tacy leciutcy za zwierzyną albo zauwazali na dalekim drzewie smaczne owoce... Z emocji w czasie poszukiwania jedzenia az nie czuli głodu :).
Wiem, że gdybym się teraz czymś porządnie zdenerwowała, przejęła, adrenalina zrobiłaby swoje i głód byłby nieodczuwalny.
Współcześnie, w społeczeństwach, gdzie jest dostateczna (lub nadmierna) ilość pożywienia, nie ma szans na krótką głodówkę, na oczyszczenie organizmu - przeeksploatowanego zakładu przeróbczego, w którym nie ma przerwy na konserwację linii...
Oferują je drogie kliniki jako luksus dla wybranych. Najlepiej połączone z masażem, aromaterapią i innymi przyjemnościami.
Z drugiej strony mędrcy wszelkich kultur i religii, wiedząc jak dobroczynny jest post, stosowali i zalecali go z korzyścią dla ciała i dla ducha. Podobno nieskrępowany niczym mózg umie wznosić się na jakieś wyżyny, wolne od fizjologii trawienia. Wtedy to odkrywa się uniwersalny porządek świata, najgłębsze prawdy o życiu...
Ale zamiast tego przypomina mi się jak zabawnie w swojej książce "Bar MacCarthiego" opisuje Pete MacCarthy post w czasie swojego pobytu w jednym z miejsc irlandzkich pielgrzymek - Lough Derg. Wspomina na przykład towarzyszy pielgrzymki, którzy z lubieżną miną snują na głos swoje fantazje kulinarne. Koniec końców jednak - efekt duchowy jest.
A ja, mimo dobrych chęci, zamiast lotu ponad przyziemność, mam ochotę zrobić szybki kurs za okno do sąsiadów na dół śladem aromatu i wygarnąć im dlaczego akurat dziś muszą gotować trzydaniowy obiad dla rodziny i wietrzyć to przez okno!!!
No! Ufff, pojawiło się troche adrenalinki i od razu mi lepiej....
niedziela, 29 sierpnia 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz