poniedziałek, 22 grudnia 2014

Najdłuższa noc

Dzisiejszej nocy nastąpi przesilenie zimowe, ale ciemnosci jeszcze trochę doświadczymy. Choć będą  to już mroki z większą nadzieją na szybkie zwycięstwo Słońca. Dobry czas by piec pierniki i ich kształtami zaklinać niebo, aby chmury choć innych gwiazd widoku nam nie zasłaniały... skoro nasza najbliższa gwiazda ustępuje im pola na tak wiele godzin, niech się błyszczą słoneczne siostry na ciemnym zimowym niebie.
Wesołych Wszelkich Świąt tego czasu.

piątek, 31 października 2014

Kraina Muzyki

[sprzed roku]
Listopadowy wieczór. Właściwie popołudnie, ale ciemno całkowicie. Chodnik wzdłuż ulicy w zasadzie normalny, ale po ciemku zdaje się być okropnie wyboisty. Czy to gałązki żywopłotu stukają o moją torebkę i kurtkę czy to warkocze plecione z zimnego deszczu? Potem jeszcze kilkanaście kroków przez równie nieoświetlony dziedziniec, schody, wejście... i dalej uderza już światło i ciepło wnętrza budynku. Parujące wilgocią korytarze i moje okrycie wyglądają dość tajemniczo - jakby ktoś rozprzestrzenił magiczny dym...
Atmosfery niezwykłości dodają dźwięki dochodzące z kolejno mijanych sal. Szparami pod drzwiami, niesfornie, snuje się muzyka: tu skrzypce, tam lekki flet, a dalej fortepian powtarza kilka taktów. 
Pędzę wyżej, na kolejne piętro, a tam znów mrok. Przez wielkie okna szkolnego korytarza nie wpada światło, bo nie ma go i na zewnątrz, za to szyby grają uderzane milionem kropel. Szesnasteczki. Puk - puk, kap-kap.
Biegnę dalej, bo nie chcę, nie mogę się spóźnić!
No horyzoncie otwarte drzwi szkolnej auli wypuszczają snop światła na wypastowaną podłogę. Stąpam szybko po nierównościach błyszczącego linoleum, gonią mnie jakieś mocne akordy z pierwszego piętra. Ale już wchodzę do auli, udało się.
Zdążyłam. Moja córka bieli się galową bluzką przy fortepianie na podwyższeniu auli. Głęboko oddycham, już siadam. Za chwilę koncert.
...
Z zewnątrz typowa tysiąclatka, szkoła jakich wiele. Trochę betonu, boisko w pobliżu, blokowisko wokół. Drzwi zupełnie normalne, nie dźwiękoszczelne.
A w środku magia, kraina muzyki. Sączą się dźwięki, suną po burej lamperii, tej praktycznej. Na podłodze futerały, nuty, trampki.
Świecą się oczy.
Szkoła Muzyczna.

Meteokuchnia

[latem]   Na ucisk w głowie przed nadchodzącą burzą medycyna pod postacią lekarza rodzinnego nic nie poradzi, zasugeruje by się raczej stuknąć w tę głowę. Nie ma też wzoru ani algorytmu na stopień tzw. senności niepohamowanej w zależności od wysokości ciśnienia atmosferycznego. "To jakieś szarlatańskie wymysły!" stwierdzą niektórzy wedle wykładni NFZ. "Meteopatia to bzdura!".
Ale ktoś, kto odczuwa podatność swojego organizmu na zawirowania pogody, wie o czym mowa.
Poczucie jak bardzo jest się częścią oceanu światowego i atmosfery jednocześnie. Obserwacja tego jak nasze 70% ciała czyli woda poddaje się zmianom ciśnienia i ulega tym samym siłom, które ogrom kropel wody zawieszają na niebie i rzeźbią z nich chmury - to dość wyjątkowe wrażenie. Zwykle zbyt mocne, by pomieścić się w głowie. Może stąd jej ból.
Więc wtedy, gdy atmosfera ciśnie nas zbyt mocno lub słabo, ratujmy się radykalnymi metodami.

Otwieram kuchenne okno nie zważając na obłąkane przedburzem komary. Ciemno już, chociaż letni wieczór dziś przyszedł wcześniej z winy skłębionej warstwy granatowych chmur. Warzywa kroję z pasją, choć nierówno, byle szybciej, byle mniej schylać się, bo wtedy głowa boli mocniej. Duchota i wilgoć tak intensywne, że gaz pod patelnią ledwo się udaje zapalić. Oliwa jednak szybko otula kawałki letnich papryk, pomidorów, cukinii i razem już podskakują niecierpliwie mięknąc i błyszcząc naoliwione.

Przy wsypywaniu przypraw ziołowych towarzyszą mi dalekie pomruki grzmotów. Zgniecione, pachnące, dużo, ostro... Może nieco nieostrożnie nachylam się nad aromatyczna inhalacją czyli patelnią z warzywami, ale to nie do opanowania. Może minie ten uporczywy ból głowy?

Właśnie kiedy do potrawy na koniec dosypuję obficie świeżo zmielonego pieprzu, powietrze tuż za oknem przeszywa trzask grzmotu tak bliski, że jednoczesna błyskawica elektryzuje osiedle na moment jasnoniebieskim światłem.

To ostatnia, sekretna ingrediencja.

Danie gotowe, deszcz lunął cały naraz, po bólu głowy nie ma śladu. To moc kuchni meteopatycznej i pikantnej iskry z chmur. A danie jeszcze czeka i paruje.

wtorek, 3 czerwca 2014

Wronę pod obronę

Dzień Dobry,

Zwracam się z uprzejmą prośbą do Szanownej Społeczności, by wzięła pod obronę moją rodzinę. Z największym wysiłkiem próbuję wychować moje potomstwo, co w dzisiejszych czasach nie jest łatwe. Miejsc odpowiednich na budowę domu jest coraz mniej, a od zbudowania do wychowania dzieci jeszcze długa droga. W tym roku po wielkim przeżyciu, jakim było dla mnie widok wyciętych drzew wzdłuż rzeki nazywanej przez ludzi Odrą, prawie podupadłam na zdrowiu. Nasz zeszłoroczny dom na gałęzi zniknął wraz z... gałęziami oraz całą resztą drzew.

Tylko jakaś niezłomna siła, nazywana przez niektórych instynktem, kazała mi poszukać miejsca na gniazdo w pobliżu. Wprawdzie miejsce to nie to samo co nasz dawny dom w koronie liści przy samym bulwarze wzdłuż Urzędu, z malowniczym widokiem na rzekę.. Ale okolica ta sama i pomyślałam, że najlepiej będzie w tym roku młode odchować w znajomym rejonie, zaledwie do drugiej stronie Długiego Budynku Urzędu Marszałkowskiego. Niestety nie tylko ja tak pomyślałam, ponieważ wiele bezdomnego po wycince ptactwa  nerwowo szukało swego nowego lokum. Trochę kłótni doświadczyliśmy, ale udało się!
Znalazłam dorodne drzewo i choć bliżej ludzkiej ulicy, choć warunki niedoskonałe - to tutaj złożyłam jaja i próbowałam wykarmić młode.

Nie lubię narzekać, ale niestety ludzie wciąż chcą więcej i więcej. Moje pisklęta przecież nie rosną wolno, o nie! Pałaszują i już nie mieszczą się w gnieździe, więc nie zajmie to wiele czasu, gdy gotowe będą do lotu w świat. Jako matka, dumna jestem z moich wroniąt. Tylko nieco cierpliwości, a jej właśnie nie mają za grosz Ludzie, moja Droga Społeczności!

Dlaczego Ludzie tak blisko podchodzą w czasie, gdy moje dzieci wciąż ledwo podfruwają? Dlaczego nie reagują na moje ostrzegawcze okrzyki, które rozumie przecież każde inne stworzenie!? Podjeżdżają ciasno pojazdami pod samo nasze drzewo i stwarzają zagrożenie moim dzieciom, które przecież muszą uczyć się znajdywać pożywienie wokół drzewa!
W takich warunkach nie da się budować rodziny! Podobno Ludzie nie należą do gatunków głupich, choć sądząc po tym kompletnym braku rozumienia sytuacji i moich ostrzeżeń, zaczynam w to wątpić.
W ostatnich dniach musiałam uciec się do przemocy i kilkoro Ludzi porządniej nastraszyć.
Wiadomo, że zdrowie i przyszłość Piskląt najważniejsza!

Dlatego więc proszę Droga Społeczności WROn, GaWROnów i Kawek Miasta WROcławia o interwencję. W ramach obywatelskiej solidarności.

Z poważaniem,

Wrona Marianna.

PS. Tu poniżej obraz - wspomnienie jednego z wyciętych w okolicy drzew.

PPS. Na dowód tego, że Ludzie postępują zupełnie nieracjonalnie, podam przykład naszej kuzynki. W zeszłym roku przy ul. Pawłowa miała ona z rodziną cudne gniazdo-marzenie. Okolica cicha chociaż blisko centrum i zapasów jedzenia. Teren był ogrodzony, bo ludzie nie wpuszczali tam pojazdów, a co więcej chowali tam swoje stado piskląt, przepraszam: dzieci. Nazywają to przedszkolem. Moja kuzynka liczyła na dobry lęg i zdrowe potomstwo, ale jakież było jej oburzenie, gdy ludzkie pisklęta nie szanowały zwyczajnych wronich ostrzeżeń a dorośli ludzie wręcz agresywnie na nią nastawali, jak też i na jej rodzinę. Była kłębkiem nerwów, a najgorsze stało się, gdy Ludzie przenieśli jej gniazdo! Aż żal mówić co stało się z jej dziećmi!..




piątek, 31 stycznia 2014

Zakamarki edukacji

Wasze dzieci nie są waszymi dziećmi.
To synowie i córki Życia,
Powołane dla Niego samego.
(…)
Możecie ofiarować dom ich ciałom,
Ale nie duszom,
Bo dusze tych dzieci mieszkają w domu jutra,
Którego nie możecie nawiedzić nawet w marzeniach.
Kahil Gibran

Obecnie, gdy dorośli przygotowują plan kształcenia dzieci, tak naprawdę próbują wyłonić z niebytu przyszłość. Bo jak odkryć TO, na co ma wykształcenie przygotować, co umożliwić, skoro nie potrafimy nawet w sposób przybliżony powiedzieć jak będzie wyglądać świat za 10-20 lat? W jaką wiedzę i umiejętności wyposażyć, żeby nie stały się bezużytecznym plikiem zżółkłych notatek?

Doświadczyć powinny nas nauczki z przeszłości. Chichoty czasu nad ofiarami mitów wykształcenia.
Zmiany są tak szybkie, że może już za pięć lat potomstwo nam parsknie śmiechem w twarz, bo program edukacji będzie tkwił korzeniami w świecie, który zdąży przeminąć.

Byli już w historii absolwenci międzywojennych gimnazjów z XX wieku o tak wysokim poziomie, że dzisiejsi magistrowie mogliby nie dotrzymać kroku.

Były też ofiary matury zdanej w PRLu, którzy teraz przed emeryturą szukając pracy wpisują w rubryce: wykształcenie średnie. „Niedouki jakieś? Studiów nie mógł taki skończyć?” – krążą myśli młodej pracownicy Urzędu Pracy. I niewiele wynika z faktu, że wiedza matematyczna tego abiturienta ’70 prześciga wielu dzisiejszych inżynierów…

A co z tymi, którzy ukończyli zawodówki, by szybko solidną pracę zdobyć i fachem budować powojenną Polskę? Dziś przez młodych są widziani jako niewykształceni. Zadrwiła z nich historia. Ich świat się zmienił.

Okropnie zakpił chochlik zmian ze staruszki, która przesiaduje teraz na ławce. Jej świadectwo zaginęło w mrokach wojennego czasu, ale ile by dziś było warte? W latach 30-tych wychodziła dzielnie przed świtem co dzień do sąsiedniej wioski, dziesięć kilometrów.  Aby ambitnie skończyć.. szóstą klasę jak żadne inne z jej rodzeństwa. Dziś wydaje się być prawie analfabetką - dla kogo? Własnego wnuka, który jako jeden z tysięcy właśnie skończył studia zaoczne.. Przemknął, musnął wiedzy, może skopiował kopie, poprawił poprawkowe.. I trzyma teraz dyplom, który dla jego rodziców jeszcze jest znakiem pewnej nobilitacji...

Minie trochę czasu, a ten znów wykrzywi coś, zweryfikuje, dyplomy zakurzy i kolejny raz zakpi.

Czas czeka na godnego przeciwnika – na rewolucyjny system kształcenia. Gotowe recepty i poszufladkowana wiedza przestały przecież być użyteczne już kilka pokoleń temu.

Na pewno w błyskawicznie zmieniającej się dzisiejszej rzeczywistości proces edukowania młodych nie powinien przypominać stopniowego lepienia kawałka gliny. Raczej musi wyglądać jak wszechstronny trening przed ekstremalną wyprawą…  Z naciskiem na odważne i nowatorskie myślenie. Wpajanie wiary w to, że dobrze jest samodzielnie uczyć się przez cały czas… Wtedy nie wpadnie się w archaiczną pułapkę systemu edukacji.  I żaden absolwent nie będzie ukształtowaną figurą lecz sam usiądzie by własnoręcznie wytworzyć narzędzia .  
Takie, które z kolei wyrzeźbią kształt przyszłości.