To skrzyzowanie było w te dni celem wielu spacerów mieszkańców okolic (zrozumiała obawa) i osób z dalszych stron (dająca sie wytłumaczyć ciekawość). Wycieczki samochodowe, rowerowe, z pieskami, dziecmi, krewnymi spoza miasta. Rzadko tu takie tłumy bywają...
A wciąz opóźniająca się fala kulminacyjna, sprawiała, ze napięcie rosło, piwo w promocyjnej cenie z osiedlowej Biedronki znikało pite "w oczekiwaniu na" w grupkach, parach, byle w miejscu z widokiem na stronę, z której nadejść ma... fala. A pod wieczór zapadła cisza. Nie wiem, czy to mnie się wydawała ona wypełniona nerwowym wyczekiwaniem, nie wiem czy ludzie spali...
Cisza jednak nie trwała długo. Śpiąc przy otwartym oknie, jako, że noc zasłużyła wreszcie swą temperatura na miano czerwcowej, czułam się jak na wczasach nad nie byle jakim jeziorem. Na zalanych powodzią ogródkach działkowych żaby urządzały na wyścigi taką serię koncertów, jakby czuły, ze ich obecne lokum to tylko tymczasowa sprawa i trzeba korzystać póki ludzie zajęci są czyms innym... Zanim słońce osuszy bagienko, albo nim ktoś wpadnie na pomysł wypompowania wody, one tu szybko... następne pokolenie zabek, wiadomo, czasy niepewne, oczek wodnych jak na lekarstwo.
Przyroda nie zna pustki, nie wyjdzie w tym roku marchewka ani ogórki, za to kijanki będą pierwsza klasa! :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz