W pierwszym momencie przyjemny chłód i uczucie ulgi po ucieczce od upalnego dnia. Ale gdy oczy przyzwyczają się już do mroku wnętrza, zaczynam ze zdziwieniem dostrzegać detale.
Restauracja w stylu kolonialnych myśliwych, miejsce gdzie awanturniczy zdobywca Afryki czułby się jak w niebie. Ostoja zachłannych na zdobycze typów, gdzie ściany uginają się pod zamrożonymi w momencie śmierci obliczami. Obliczami stworzeń, które miały pecha być nosicielami cennych poroży lub skór. Wspomnienie antylop...
Skóra martwego monumentalnego kota zakurzona na podłodze.
Przez to nagromadzenie dowodów bezmyślnego zabijania w mrocznej sali restauracji wydaje się być jeszcze ciemniej. Widok licznych trofeów osacza i wbijając się w moją wyobraźnię, sugeruje, że wilgotne plamy na brukowanej posadzce sali jadalnej mają czerwonawy odcień krwi ofiar.
To wszystko w środku europejskiego Zoo, dumnego z nowych inwestycji i proekologicznej edukacyjnej misji... Pośród ambitnych planów interaktywnych ekspozycji Zoo tkwi jak wrzód ten dowód niechlubnej historii ludzkiej zachłanności i okrucieństwa.
Tak oto bezmyślnie tym jednym miejscem zaprzecza się sensowi istnienia tego zoo i wszystkich wystaw na temat roli takich ogrodów w odtwarzaniu wymierających gatunków.
Szanowna wycieczko!
Poczytajcie Drogie Dzieci jak się ładnie chroni dzikie tygryski, a potem zmęczeni posilcie się tuż obok w cieniu popiersia antylopy, opierając stópki o futro dzikiego kotka.
Schizofreniczne safari wrocławskie.
niedziela, 5 sierpnia 2012
Subskrybuj:
Posty (Atom)