Orion - starożytny myśliwy, żeglarz-tułacz czy
ukochany bogini Księżyca…? Na naszym zimowym niebie to czasem tylko trzy
charakterystyczne gwiazdy ustawione w pochylonej linii, choć przecież według
encyklopedii liczba gwiazd, które można dostrzec w tym gwiazdozbiorze gołym
okiem dochodzi do 120. Widać je gdzieś na odległych pustkowiach, z dala od
ludzkich siedzib.
Czasem jednak nawet w mieście niebo wydaje się
być bliżej. Po kilku wietrznych dniach miejskie przeciągi wydmuchują smog na
przedmieścia a klarowny granat rozpościera się nad miejskim światłozbiorem.
Po raz pierwszy w historii ludzkości tak wielu
ludzi widziało tak niewiele gwiazd. Jeszcze nigdy w dziejach ludzi rozgwieżdżone niebo nie było tak rzadkim widokiem, luksusem czy atrakcją.
Kto by przewidział, że konstelacje miejskich
iluminacji i linie oświetlonych dróg przyćmią przetkaną diamentami czerń nocy?
Tę połyskującą czerń, która przez tysiące lat szczepiła w ludzkich umysłach
mity, wyświetlała fantastyczne historie i dodawała perspektywy do wojen,
sukcesji, wędrówek ludów.
Czasem jednak nawet w mieście niebo wydaje się
być bliżej…
W jeden z takich skrzypiących wieczorów zimowych
wracam z córką z przedstawienia, obie rozweselone, rozśpiewane. Mróz łaskocze w
nosy, gdy wysiadamy na naszym osiedlu z jasnego i ciepłego wnętrza
tramwaju.Większość latarni nie działa, więc wzrok szybko przyzwyczaja się do
ciemności.
Rząd bloków nie świeci oknami, zamknął je jak
oczy. Ludzkie gniazda pozasłaniane roletami zamknęły na balkonach widok na
niebo wraz z oszronionymi rowerami i krzesełkami ogrodowymi. Nieoglądana
panorama zimowego nieba czeka na nas. Staję więc z córką, zadzieramy głowy ku
niebu. Celuję w nie telefonem z aplikacją do lokalizacji gwiazd. Muszę wyglądać
komicznie z wyciągniętą w górę ręką i szalikiem na pół twarzy.
Rozszyfrowujemy magiczne nazwy ciał niebieskich.
Aby znaleźć pas Oriona nie potrzeba nam techniki, bo trzy jasne gwiazdy
błyszczą wyraźnie. Ale sprawdzamy co kryje się obok i gdzie rozsiadł się
Syriusz - pies Wielkiego Łowczego. Tuż obok nas staje sędziwa pani z pieskiem.
Zagaduje do nas tak, jak teraz to już nieczęste. Z delikatnym zaśpiewem z
przedwojennego Lwowa: "Te trzy gwiazdy to Orion, kiedyś mówiło się na nie
Trzej Królowie, bo najlepiej je widać zimą, tak koło Ich Święta właśnie. Mój
tatuś studiował astronomię przed wojną i tak nam te gwiazdy nieraz pokazywał,
jak byliśmy dziećmi...". Stoimy tak we trzy wytężając wzrok i wstrzymując
nie wiedzieć czemu oddechy... Starsza pani pewnie podróżuje teraz w czasie i z
prędkością światła.
Widzę na raz setki pokoleń, wpatrujące się w te
same gwiazdy Oriona, szukające w nich odpowiedzi, piękna lub kierunku.
Orion. Wystarczy chwila poszukiwań, by odkryć jak wiele ma imion. Staronordycki Aurvandil, staroangielski
Earendel czyli Świetlisty Wędrowiec. Dla Syryjczyków - olbrzym Al Jabbar a dla
Chaldejczyków, którzy tysiąc lat temu co do dwóch sekund obliczyli czas trwania
roku kalendarzowego - Tammuz. U Hebrajczyków - Gibbor czyli Siłacz, dla
Chińczyków - Biały Tygrys, według Greków - myśliwy po wsze czasy goniący po
niebie Plejady... Atli, Candaon, Orion...
Dla naszych przodków światło zimą było
racjonowanym luksusem, więc żyli w zgodzie z ciemnością i na aksamitnym ekranie
wyświetlali fantastyczne historie wyobraźni i legend.
A dziś, gdy mamy nadmiar światła, amatorzy -
poszukiwacze "ciemnego nieba" wyjeżdżają na nocne wyprawy daleko
od łun miast po gwiaździste niebo, po perspektywę.
Bo jak możemy mocno stąpać po Ziemi, skoro nie
widzimy nieba?
W jaki sposób możemy wzrastać, gdy nie widzimy
już jak jesteśmy mali?