sobota, 20 grudnia 2008

poniedziałek, 8 grudnia 2008

... Pustka.

Przemijanie oczami trzylatki

Pytania, na które nie umiemy teraz odpowiadac zbyt pewnie
Nasz smutek, którego nie chcemy całkiem ukrywać
Jej naturalność w przyjmowaniu naszych odpowiedzi na te TRUDNE pytania...

Pokazując paluszkiem, przybierając poważną minę:

A Babcia jest teraz TU (paluszek między mnie i nią samą) czy TAM (paluszek w niebo)?

...

'Mamo, a kiedy ja będę pieskiem, to tez będę mieć taka miskę?' - automatycznie mam chęć sprostować, że jeśli jest się człowiekiem, to nie będzie się... Ale zaraz zaraz, co ja tam wiem...

I już bardziej otwarcie słucham tych trzyletnich przebłysków o możliwości reinkarnacji (choć oczywiście słowo to samo nie pojawia się nawet na chwilę w jej myslach, nie w tej postaci):

"Mamusiu, a kiedy ja byłam kwiatkiem, to..."

A Ty, ja, Wy - czy jesteśmy pewni, że to niemożliwe?

-----
Kilka dni temu, 4 grudnia, w swoje imieniny, po bohaterskiej walce z chorobą, zmarła moja Teściowa. Ale nigdy nie zgodzę z kimś, kto probowałby powiedzieć, że tę walkę przegrała. Wygrywała cały czas, do samego końca...

niedziela, 23 listopada 2008

Pory roku pędzą a ja probuje je gonic


Lato, jesień, zaraz zima...
Właśnie złapałam sie na zamiarze powiedzenia tego, że 'ostatnio mam mało czasu', ale to by było zuchwałe - czasu nikt nie może mieć, tylko sie w niego wplatamy...

wtorek, 7 października 2008

Nike - jak moglo byc inaczej!

Ciesze sie jakbym sama dostała nagrode... Gratulacje dla Olgi Tokarczuk. Z całego serca, z maksymalnym zaangażowaniem... Chcialabym ja uściskać osobiście... :):):) Ale skoro teraz nie mogę, to... nie wiem co zrobić. Ale wymyślę!... :)

piątek, 19 września 2008

Wyciągasz farby ...


...Lub plastelinę na przekór szarości. Jedno z 16 zdjęć tych samych wałeczków plasteliny, wszystkie fotki zrobione przez moją małą trzyletnią fotografkę. :)

czwartek, 11 września 2008

7 lat później, wciąż żyjemy


Mglisty Kozanów

To osiedle przed świtem jest zupełnie bezbronne. Co z tego, że zamieszkują je tysiące ludzi, skoro o tej porze zanurzeni tkwią jeszcze w mlecznym, zbiorowym śnie. Rozgrzane snem norki, dziuple i klitki, zaparowane okienka.
Ul jeszcze nie brzęczy.

W porze przedświtu o panowanie nad tym ulem walczą sobie po cichu żywioły.
Rzeka, ta wielka majestatyczna Odra, wypełza po cichu z koryta i doliną, przez łąki i lasy podchodzi aż pod garaże bloków, czasem zajrzy w okna niższych pięter.
Rzeka, której nie przystoi ciekawość, nie robi już tego tak spektakularnie jak kilkanaście lat temu w czasie wielkiej powodzi. Nie wdziera się w sam środek ludzkiej osady. Teraz delikatnie próbuje zbratać się z powietrzem i niewidocznym jeszcze słońcem, przybierając postać mgły. W takiej samej kolejności wypełnia zagłębienia, jak wtedy dosłowna i dosadna rzeczna woda. Ale teraz rzeka woli unikać jednoznaczności.

Będąc mgłą - w tym samym czasie jest i jej nie ma. Nieliczni, zaspani jeszcze mieszkańcy, zanurzając się w ten mariaż żywiołów mogą go prawie nie zauważyć. Skurczą się tylko w sobie w przenikliwym chłodzie, podniosą kołnierz i pójdą dalej.

A Odra snuje nieskromne marzenia o byciu groźną, szeroko rozlaną, majestatyczną megarzeką a jednocześnie nie chce oddać swojego eterycznego uroku z pory przedświtu. I tak sunąc omiata zapachem szuwarów parkingi i wiaty przystankowe; pochłania dźwięki i bawi się kroplami na dziecięcych zjeżdżalniach.

Ale trwa to krótko, tylko dopóki słońce nie zacznie dominować w tym burzliwym związku. Wtedy mgliste tiule rozpuszczają się w powietrzu, rzeka wstydliwie wraca na swoje miejsce i udaje, że jej temperament to tylko plotki.
Do następnego razu...

PS. ...A resztki mglistych koronek barbarzyńsko pochłaniają ziewający na przystankach ludzie.

poniedziałek, 11 sierpnia 2008

Czarna skrzynka

Kilka dni temu, na kontrolnych badaniach lekarskich do pracy niespodziewanie spotkało mnie coś takiego - siedziałam w kabinie, małej, zamkniętej odizolowanej od reszty pomieszczenia, czarnej w środku, wyłożonej miękkim materiałem. Chodziło o badanie wzroku, ale pięć minut, które tam spędziłam w całkowitej ciemności, aby przyzwyczaić wzrok do mroku, miało dla mnie znaczenie wręcz terapeutyczne. Cisza, zaburzona tylko monotonnym mruczeniem wentylatora, wyłączenie się zupełne ze świata... Utrata rachuby czasu już po chwili.
I te kilka minut wystarczyło, abym po całym dniu bieganiny, telefonów, superważnych zadań, problemów do rozwiązania i wyborów "co ważniejsze, co pilniejsze" - abym teraz wyszła jak nowo narodzona. Zupełna regeneracja.
A może miałoby sens, żeby obok tych wszystkich współczesnych świątyń: klubów fitness, barów tlenowych, kafejek internetowych i... publicznych toalet, stanęły czarne budki wymoszczone aksamitem, łonopodobne, małe enklawy spokoju, gdzie reglamentuje się towar luksusowy - spokój, ciszę i kontakt ze sobą samym.
Na dworcach, w biurach, lotniskach i marketach...
Życie: Play - pauza i znów play. Z nową siłą.

środa, 9 lipca 2008

Brawo dla...


Siedzą dwie dość leciwe damy na przystanku. Jedna wzdycha: „Pani, ludzie to tacy teraz są... szkoda gadać... A czasy..., uuuu” – i tu zaczyna się lista argumentów za tym, że w ogóle jest do niczego...

Nie odpowiadam, bom niepytana, ale w głowie automatycznie robi się lista moich ostatnich myśli typu: „świetnie, że ...”, „brawo dla...”. To dobre ćwiczenie.

Argumentów Pani z przystanku pewnie nic łatwo nie skontruje, ale:

Brawo dla Pana z małego miasteczka, który nas oprowadzał po swojej miejscowości i z dumą o niej opowiadał, a potem wspomniał, że jak przyjedzie do córki, która studiuje we Wrocławiu to może my oprowadzimy jego. :)

Brawo dla nieznajomego tatusia w garniturze, który wprawdzie wyglądał jak świeżo oderwany od laptopa, ale ochoczo skakał po dmuchanym zamku razem ze swoją córeczką na przedszkolnym festynie.

Brawo dla mediów, które z powodu posuchy w tematach nie smęciły, tylko podały informację, że podobno Morrison jednak żyje... ;)

Brawo dla tych, co przyznali Wrocławiowi mecz polskiej reprezentacji w ramach eliminacji do Mistrzostw Świata w piłce nożnej i odbędzie się on dzień po moich urodzinach :) :) :) (A propos, to może ktoś mi da w prezencie bilet ?)



środa, 2 lipca 2008

A jednak się kręci

Niech dziś będzie przewidywalnie. Wszyscy piszą i mówią o Leszku Czarneckim. A mnie tam jego oświadczenie zadowala. Na jego tle wczorajszy news wygląda śmiesznie. To tak jakby puścić plotę po mieście, że Ziuta jest w ciąży, a ona tymczasem już chodzi po „parafii” z dzieckiem w wózku. Przecież to był znany fakt, a że opinia publiczna nie wiedziała? Phi… Też mi problem.
Koledzy mówią, że na nich nie donosił, więc widocznie: a) nie robił tego, b) jest dobrym kolegą :)
Kontrolnie spoglądam z okna na sąsiednią bryłę biurowca z zieloną, obracającą się kulą na szczycie. Ta kula to część napisu „Get in Bank”. Może przez kilka dni wszystko w mieście będzie się kręciło wokół tej sprawy, może dłużej.
A zielona kula niezmiennie wiruje wokół własnej osi… Bo biznes to biznes.
Żadnych zbierających się chmur nie widzę, błękit czysty jak łza, a giełdowe zawirowania? Pewnie chwilowe...
(…) Moi koledzy ścigają ze mną się,bo do wyścigu każden gotów jest.

Moi koledzy, z lepszych najlepsi:
trzydzieste piętro w biurowcu szklanych drzwi (…)

Malcziki - Kazik & Yugoton

sobota, 28 czerwca 2008

AAA Teleport i wehikuł czasu - tanio sprzedam


Niby zwykła huśtawka ... a tu drzemią takie możliwości.
Magiczny punkt styku dwóch światów, leniwego, zakurzonego Wczoraj oraz szybkiego, nowoczesnego Jutra.
Husiu- husiu, w tył, w przód. Na co się decydujesz?

Bo na każdego człowieka przypada...


... podobno jeden szczur. A może więcej?

W mieście apogeum imprez z okazji Dni Wrocławia, a jakieś 500 metrów od Rynku szczurza rodzinka się też nieźle bawi...


Noc Świętojańska w cieniu Wielkich Dźwigów


Tradycyjne wianki na fosie - to dopiero sprytne :) Chłopaki zdążą sporo piw pochłonąć zanim oświetlone wianki dziewcząt spłyną koło nich - bo fosa jak to fosa nurt ma raczej słaby :):):)

środa, 18 czerwca 2008

Po moim niebie latali? :)

Czerwcowe spacery po wrocławskim rynku urozmaica wystawa niemieckich zdjęć lotniczych z okresu międzywojennego. Na zdjęciach, które zadziwiają ostrością (mimo znacznego powiększenia), dumnie prezentuje się piękne miasto.
Turyści czy też "wrocławianie od niedawna" oglądają je z ciekawością, rzucają uwagami technicznymi. Po prostu, bez większych emocji.
A taka na przykład ja...? Z Wrocławia od zawsze, z tego miasta, w którym jako dziecko literowałam wyblakłe już nieco hasła, że "Piastowski Wrocław", że "iluśtam lecie powrotu do Macierzy". Od jakiegoś czasu moje miasto otwarte na ludzi zewsząd, podobno przyjazne, a nawet modne, a na pewno barwne. Sama polecam znajomym z zagranicy "Mikrokosmos" N. Daviesa - niech wiedzą ile tu się działo. To chyba duma?
To dlaczego patrząc na te zdjęcia lotnicze z lat 20-tych i 30-tych XX wieku mam wrażenie, że to były właśnie lata świetności i rozkwitu? Zawsze przy okazji takich wystaw nie mogę się pozbyć odczucia, że jesteśmy trochę jak barbarzyńcy, którzy rozbili swoje namioty na gruzach pałaców. Wiem, że to nie z naszej winy, ...wiem, że historia tłumaczy dlaczego Breslau stał się Wrocławiem.
Ale... Te przedwojenne reprezentacyjne ulice i aleje, gwarne i ładnie zaprojektowane, jak na przykład obecna Legnicka, budzą mój podziw. To tam, gdzie po wojnie, do niedawna na przeważającej długości wśród dzikich łąk straszyły jakieś nieliczne domki, zakłady, baraki, czy ogromna góra gruzu...
Zazdroszczę trochę tym postaciom ze zdjęć. Nierozsądne to trochę, ale chciałabym się nieraz przespacerować po tamtych ładnych ulicach, niespiesznym krokiem przejść się koło kamienic, których piwnice co chwilę teraz odkopuje się, aby położyć fundamenty pod nowe galerie handlowe, biurowce. Przemijanie.

A co dopiero może czuć pokolenie moich rodziców, a co generacja dziadków?

Mama jako dziecko mieszkała w Rynku, w kamienicy, gdzie teraz jest Klub PRL. Jak w piosence Romana Kołakowskiego, w jej dziecięcych zabawach sporo było gruzu, a także pistoletów z patyków podczas zabawy w wojnę, gdzie nikt nie chciał być Niemcem.

" (...) Tutaj się wychowałem
Wiem o tym mieście niemało
Tu z ziemi wykopywałem
Hełmy i broń przerdzewiałą
Tu na pogrzebie dzieciaków
Co w gruzach skarbu szukały
Słyszałem milczenie ptaków
I wiem dlaczego milczały

Dziś w starym parku beztrosko śpiewa
Ptak a więc każdy rację mi przyzna
W polskim Wrocławiu niemieckie drzewa
To właśnie moja ojczyzna
(...).

A dziadek zaraz po wojnie, jak wtedy wiele osób, rozbierał za darmo ruiny - dobre cegły jechały do Warszawy, a reszta? Hm.. Pewnie właśnie na Legnicką, tworzyły tę imponującą górę gruzu, czy podobną, niedaleko Niskich Łąk.

Każdy czuje coś innego. Ten sam obraz, ale porusza inne struny i muzyka powstaje różna.

Ciekawe ilu ze starszych Niemców zwiedzających Wrocław pamięta mocno te sfotografowane miejsca, czuje w zakamarkach coraz gorszej pamięci, że tam-tu byli "u siebie"? Ile w tym żalu, tęsknoty i jeszcze czegoś?
I nawiązując do innego utworu, poruszającego migrację innej zupełnie grupy ludzi - czy ci wiekowi Niemcy mają co zanucić w takiej chwili...? Czy jest to coś w stylu "Gdzie jest mój Homel, kochany Homel... (...) Miasteczko, które było domem, teraz wspomnieniem tylko jest."

A żeby nie było zbyt refleksyjnie, to... skoro nasze "barbarzyńskie" piwo piją ci dawni "rezydenci pałaców" lub ich potomkowie... To ...chyba nie jest tak źle? Chociaż może ich gromki śmiech na Rynku wynika z tego, że w ich akweduktach składujemy śmieci albo robimy coś równie barbarzyńskiego?... Nie no, spokojnie, spokojnie... Skąd te kompleksy?



Na fot. po lewej Legnicka, po prawej Braniborska, na środku Plac Strzegomski. Robi wrażenie.

Mam nadzieję, że skoro użyczono Polakom tych fotografii za darmo, to nie miałby nikt nic przeciwko... To przecież nie dla zysku.

piątek, 13 czerwca 2008

Tunelem ku światłu


Do Tunelu, który mam na myśli chyba nie wchodzi się z zakupami. Ci którzy czekają na jego końcu mają przecież wszystko, czego nam potrzeba...

niedziela, 8 czerwca 2008

Flagi się skończyły

Dziś chyba wszyscy żyją meczem. Atmosfera święta narodowego, bo przecież wiszą flagi... Te "piwne", sponsorowane skończyły się już dawno, więc na balkonach wiszą wszelkie możliwe.
Słyszałam, że na Wyspach będzie nam sporo ludzi kibicować (i nie chodzi wcale o Polaków), bo swoich nie mają na mistrzostwach.
A ja widziałam pod wrocławskim Ratuszem grupę Szkotów ubranych w tradycyjne kilty i skandujących z obcym akcentem: - "Polska! Biało-czerwoni!" A byli trzeźwi! Świetnie.

To pozostaje trzymać mocno kciuki za naszych i chyba... wziąć coś na uspokojenie.

poniedziałek, 2 czerwca 2008

Niewidzialne koty i nocne powroty



Kiedy czegoś ma się mniej to się to bardziej docenia, ale nawet dawniej, mimo obfitości wieczorów poza domem, bardzo je lubiłam. Teraz to towar u mnie dość luksusowy :) Może dlatego jeszcze zachłanniej o tej porze roku wwąchuję się w odurzający zapach kwitnących akacji (tak, oczywiście, robinii akacjowych).
Wracając ostatnio z okolic gwarnego Rynku, gdzie o tej porze roku w nocy jest głośniej niż w dzień, upajałam się tym słodkim, miodowym aromatem, a ciemne zakamarki Starego Miasta nabierały magicznego charakteru...
Robienie wtedy zdjęć nie było najrozsądniejszym zajęciem, wiem wiem...
Ale nie mogłam się oprzeć!

piątek, 30 maja 2008

Ludzie jak drzewa i efekt motyla


Klimat to zespół burzliwych i czasem mało przewidywalnych zjawisk. Próbujemy dopasowywać wzory, robić symulacje, ale wciąż to trochę jak przedstawianie rzeźby Tatr za pomocą płaskiej i mało dokładnej mapki. Z logo sponsora na dodatek, który chce, aby to do jego hotelu z każdego szczytu było blisko. Podobnie wiele analiz klimatu i jego zmian nosi mocne ślady tego, kto te badania zleca i jakich efektów oczekuje.

Co może przeciętny człowiek? Wierzyć lub nie. Ociepla się, ochładza. Ludzie są w stanie zmienić naturalne cykle klimatyczne czy też za bardzo jesteśmy zadufani w sobie myśląc, że tak?

Czy ta lub inna wichura jest po prostu na tyle rzadkim zjawiskiem, że nie pamiętamy dobrze poprzedniej, czy to już symptom zmian?

A po co się nad tym zastanawiam? Z zupełnie prywatnych powodów.


Bardzo mi smutno... Równo trzy lata temu nad Wrocław nadciągnęła burza o ogromnej sile. Po dniu w mieście wypełnionym żarem, duchotą i sygnałami pędzących wciąż karetek, około godz. 17.00 zaczęło się coś tak gwałtownego, że w oczach ludzi wracających z pracy widać było strach i niedowierzanie.


Każdy ma własne wspomnienia tego popołudnia. Chociaż moje były dość dramatyczne, nie o to mi teraz chodzi.


Nie pamiętam dokładnych statystyk, ale w mieście padło kilkaset drzew, w tym kilka tych, które dla mnie istniały w swoich miejscach "od zawsze". Były bezpośrednie ofiary śmiertelne.


Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że wśród innych ofiar, tych pośrednich, dla których wahania ciśnienia tego dnia okazały się ponad ich siły, będzie bliska mi osoba.

Tej tragicznej nocy moja babcia miała wylew, a za kilkadziesiąt godzin zmarła.


Mamy czasem ochotę na taką grę z losem i pytamy "co by było gdyby..."

Wiele myślałam o tej nocy i bardzo chciałam, aby stało się inaczej. Po co te fronty atmosferyczne ułozyły się akurat tak, nie mogło się to rozejść "po kościach"? Tyle prognoz się przeciez nie sprawdza...!


Moja babcia nie zobaczyła nigdy swojej prawnuczki, którą nosiłam wtedy w sobie. Mówiłam wtedy nerwowo w myślach do maleństwa: "wszystko będzie dobrze" i nienaturalnie silna robiłam sobie miejsce w zatłoczonym autobusie, na który po drodze spadło jedno z tych drzew, które nie zniosły nawałnicy...


Rzeczywiście "było dobrze", smutek odsuwałam od siebie na tyle, na ile było to możliwe. Bo przecież w ciąży nie wolno się denerwować...

Moja córeczka ma dziś prawie trzy lata i nie boi się burzy. Mówi: "mama, pokaż grzmot".


Kiedyś jej opowiem o jej prababci, która po znakach na niebie, przepowiadała pogodę, jak niegdyś większość starszych ludzi.


Czas mija a ja wciąz jednak chciałabym cofnąć się w czasie i schwytać tego przysłowiowego motyla, którego trzepot skrzydeł wywołuje huragany setki kilometrów dalej...

sobota, 24 maja 2008

Kolorowe emocje w Rynku


Dziś na Rynku panował tłum małych krasnali - tych prawdziwych, a nie figurek. Dzieciaki w kolorowych płaszczykach foliowych paćkały farbami ustawione przed Ratuszem "kąciki emocji" czyli ścianki gotowe na przyjęcie kazdego rodzaju malarskiej twórczości. Zabawne, bo organizatorzy zaplanowali, gdzie jakie emocje mają być zobrazowane, ale mali twórcy stawiali chyba na pełen spontan i wszędzie obficie kapali kolorami ile się dało.
Niech dorośli organizatorzy mają nauczkę, bo emocje trudno jest okiełznać... o to w nich chodzi :) Niech mali malarze tak trzymają i nie dadzą się wsadzić w trybiki. A za kilka(-naście?) lat elewacje w mieście mogą nas nieźle zaskoczyć...

środa, 14 maja 2008

Niezdecydowanie :)


Dziś udawałam turystkę we własnym mieście. Niezdecydowaną. Bo i architektura przednia i drobne ozdoby niczego sobie, chociaż przykryte ulicznym kurzem...

wtorek, 13 maja 2008

Mmmm...


Nie jestem "kawoszem", ale to jest bardziej przeżycie estetyczne niż smakowe. Na zdjęciu uprzyjemniacz stacjonarnej pracy...

Nie-ano-nimo

Miasto z zasady jest dośc anonimowe. Trudniej o osobiste kontakty. Dlatego tak cieszą mnie przejawy nieanonimowości w centrum miasta. Niby zwyczajne ludzkie gesty, a nabierają głębszego znaczenia. Kiedy w drodze do pracy kupowałam drugie śniadanie, okazało się że mam pusty portfel. Już miałam wizję dokuczliwie pustego brzucha i jeszcze wyrzuty wobec pani ekspedientki, że zajęłam jej czas. Tymczasem ona: "to proszę przynieść pieniądze po pracy, kiedy pani wypłaci". Miłe niedowierzanie, że panie mnie pamiętają, mimo że to nie sklep osiedlowy tylko samo centrum miasta...
Któregoś ranka wbiegam do innego sklepu po drodze i od progu Pan z uśmiechem pyta: "Sok marchewkowy?" "Oczywiście" - odpowiadam i znów to przyjemne zaskoczenie, że ktoś pamięta co zawsze tam kupuję. Że nie jestem jakąś NN...
To chyba tęsknota do naturalnych dla nas małych lokalnych wspólnot, kontaktów face-to-face... Nasze własne oswajanie miejskiego stwora.

niedziela, 11 maja 2008

Kto mi powie...?


No właśnie, kto mi powie czy na tym zdjęciu uchwyciłam walkę dwóch padalców czy scenę z burzliwego życia intymnego tych zwierząt?
Ja naprawdę nie wiem... (Rezerwat "Łąka Sulistrowicka")

piątek, 9 maja 2008

Nie szata zdobi, ale...


Mam nadzieję, ze nikt tego nie odbierze jak reklamę tego czy owego. W ostatni poniedziałek zostałam zaskoczona zmianą image budynku, który podejrzanie często widzę :) Co za zabawna ironia - przykryć jeden z najbrzydszych biurowców wizualizacją takiego "pięknisia", który ma stać po sąsiedzku. Po co remontować, skoro mozna powiesić taką szmatkę i od razu humory ludziom się poprawiają. To by był pomysł na rewitalizację Trójkąta, Śródmieścia...! Przeciez liczy sie wizerunek:) Tylko patrzeć przez okno trudno... Ale wtedy włączamy nasze 40 calowe TV i po co nam okna...?

czwartek, 8 maja 2008

Biurowe refleksje


"Diversity is a key to good teamwork" :)
To była myśl, która pojawiła mi się podczas pracy i czytania firmowego biuletynu, więc zobrazowałam ją od razu:)
Ale tak naprawdę to z tą różnorodnością są same problemy. Szczytne hasła typu "Każdy inny - wszyscy równi", a po chwili patrzenie bykiem na chłopaka z różowym czubem włosów albo na ciemnoskórego lekarza dla odmiany. Głuchoniemi rozmawiający z radością językiem migowym w autobusie - ludzie odsuwają sie nieco, boją się czy jak?
"Ja to tolerancyjny jestem człowiek. (...) A ty co, niechrzczony jesteś? Aha, ale u komunii byłeś?"
Bawi mnie zresztą myśl taka: ciekawe ilu kiboli wykrzykujących rasistowskie hasła na boisku, oparłoby się ponętnej Mulatce po meczu...?
Przekornie powiem - trzeba było siedzieć całe zycie w tych swoich osadach, nie szukać partnera dalej niz w następnej wiosce, mieć dyzurnego miejscowego wariata, "oswojonego" kulawego Ziutka, głuchą Marychę zielarkę. Nie podróżować dalej niz na targ, nie wierzyć do końca, ze Ziemia jest okrągła i kibicować zażarcie czarnym gawronom zadziobującym białego brata... I nie wiedzieć nic o ziębach Darwina...
Bo przyroda opiera się na zasadzie różnorodności, ale nie każdy potrafi to zrozumieć.

sobota, 3 maja 2008

"Stone clouds fill the sky..."


Niebo dzieli się na to przed burzą i w trakcie. Taki dziś miałam widok z okna

Rekordy...


Generalnie uważam, że rekordy Guinnessa zwykle nie należą do najmądrzejszych, ale ten akurat popieram, bo zawsze wtedy w Rynku jest sympatycznie. Oczywiście chodzi o bicie rekordu ilości osób grających jednocześnie na gitarach ten sam utwór (Hey Joe). 1 maja 2008 po raz kolejny udało się zebrać więcej muzykujących niż rok wcześniej. Razem 1881 osób, które się zarejestrowały, a może grało więcej?...
Artykuł BBC na ten temat: http://news.bbc.co.uk/2/hi/europe/6613261.stm
Banalne to, ale z jakąś ulgą myślę, że to dobrze, że można się pochwalić znajomym spoza Wrocławia czymś takim miłym a niezwyczajnym, niezobowiązującym, bez mieszania polityki, patriotyzmu.
Na wielu kanałach TV tego dnia (1 maja) trwa dyskusja o sensie święta, padają wielkie słowa, kierunku, w jakim podążamy (serio, takie słyszałam rozważania) i o tym jak niewielu pamięta trybuny, chorągiewki i inne atrybuty pochodów pierwszomajowych. Mimo tego grupa ludzi miała odwagę zrobić coś zupełnie poza dyskusją - ani przeciw, ani za. Bo muzyka łączy i z tym się nie dyskutuje :)
Mam nadzieję, że ci barwni gitarzyści nie mieliby nic przeciwko umieszczeniu tu ich zdjęcia?

środa, 30 kwietnia 2008

Weekendy jak z gumy


W drodze do pracy miałam dziś wrażenie, że chyba wstałam o dwie godziny za wcześnie... Albo jest sobota. Miasto było wolne od korków, zupełny raj dla kierowców i pieszych też. To po prostu już dziś, w środę, niektórzy zaczęli długi weekend. Zabawne to wszystko... Za to później wylegli skądś nerwowi weekendowicze, którzy w pracy na pół gwizdka myśleli jak tu najprędzej przemknąć przez miasto. Ta nerwowa, pełna klaksonów atmosfera jest nie do zniesienia. Gdyby ktoś zrobił mapę Miasta z zaznaczoną ludzką irytacją i złością, to skrzyżowania byłyby pulsującymi na czerwono punktami.
A nie łatwiej było dziś po prostu śmignąć na rowerku, a spakowany samochód zaparkować gdzieś na obrzeżu miasta, dajmy na to wczoraj?
Dziś ostatecznie kończy swoją działalność legendarny Polbox. Od 1996 r. jako pierwsi w Polsce oferowali darmowe skrzynki emailowe internautom (wtedy jeszcze nie było tego słowa, brzmiałoby ono jak coś podobnego do kosmonauty:). Sentyment czuję, czy jak?
Z obserwacji : Pociesza mnie, że nie jest źle z równouprawnieniem na rynku pracy - przykład na zdjęciu.

wtorek, 29 kwietnia 2008

Gdy Toltek ma przeziębienie...

Staram się wcielać w życie te mądre zasady Tolteków. Poniżej kopiuję jedną z nich. Taaak, dziś zdecydowanie moje "najlepiej" nie jest na najwyższym poziomie... Choruję już drugi raz w tym miesiącu i obiecuję sobie wziąć się za to. Kilka lat temu przeziębienia omijały mnie z daleka całymi miesiącami, bo często hartowałam się wyjazdami w góry. Teraz jest trudniej, ale co tam. Już zaczynam wymyślać kolejny wyjazd i od razu mi lepiej...

Rób wszystko najlepiej, jak potrafisz. Twoje "najlepiej" będzie stale ulegać zmianie. Będzie inne, kiedy jesteś zdrowy, i inne, gdy jesteś chory. We wszystkich okolicznościach po prostu rób wszystko najlepiej, jak potrafisz, a unikniesz samoosądzania, potępienia siebie i żalu.

[Don Miguel Ruiz "Cztery umowy. Księga mądrości Tolteków"]

poniedziałek, 28 kwietnia 2008

Z życia Plastoludka - część I




"Hm, wiesz Jajo, czekam na ważny telefon...."


"Powiedz mi, mam czekać, czy nie? ...Nic nie słyszę..."

Snakker De norsk?


Zawsze nalezałam do miłośników znajomości kolejowych i teraz mam kolejny przykład. Tydzień temu w pociągu z Warszawy spotkałam dwoje wspaniałych ludzi z Norwegii - brata i siostrę podróżujących obecnie po Polsce. I na szczęście mogłam im się przydać, bo w piątek zostałam ich przewodnikiem po MOIM Wrocławiu.
Muszę zaakcentować, że po "moim", bo licencji przewodnika nie mam, a to co im opowiadałam bardziej niz garścią faktów historycznych, było obrazem dawnego i obecnego miasta odbitego w moim osobistym zwierciadle. Wierzę, że to chyba cenniejsze... Bo prawdziwe i nieanonimowe.
Powodzenia! Lykke til!
PS. A poza tym jest już wspaniała wiosna. Teraz przyroda się spieszy - wszystko zakwitło na raz, gardząc naszymi ludowymi mądrościami, co i kiedy kwitnąć powinno. I bardzo dobrze!

piątek, 25 kwietnia 2008

Zwiedzanie Warszawy - dla dociekliwych


Kilka dni temu w stolicy...

Jutro, pojutrze, kiedyś

Zacząć można zawsze. Na przykład teraz. Bo i tak wszystko wciąż trwa - nie zaczyna się ani nie kończy. Lubię w to wierzyć. Bo wreszcie można odłożyć na bok odkładanie na później :)