czwartek, 19 listopada 2009
piątek, 13 listopada 2009
środa, 11 listopada 2009
wtorek, 10 listopada 2009
Podstawa programowa to podstawa!
A jeśli się mylę, to... biedne izolowane istotki, pod kloszem, w ciepłych, niezawodnych autach rodziców. Podwiezione od drzwi do drzwi. Próba zapewnienia bezpiecznego azylu wolnego od nieprzewidywalności MPK. Ale... brak ludzi, którym mozna się przyjrzec w autobusie. Brak zdrowego porannego marszu na przystanek... Kokon, który moze owocować bezradnością, gdy wreszcie kiedyś przyjdzie małemu człowiekowi pojechać tramwajem z przesiadką :).
A przecież ...wszystkiego być powinno w umiarze.
Może stąd biorą się potem te niesamodzielne kobiety, które trzeba podwozić do lekarza, fryzjera, sklepu, koleżanki i pracy oczywiście. Te, którym to się wydaje naturalne bez względu na okoliczności.
Może stąd wyrastają rzesze mężczyzn, co to nie potrafią przejść paru kroków piechotą i jadą samochodem choćby do kiosku na rogu po gazetę.
Ja osobiście zdecydowanie jestem za różnorodnością. Jest czas na matczyną ochronę przed niebezpieczeństwami, ale też na smakowanie, doświadczanie świata. Trzeba sobie radzić w dżungli, tej miejskiej także. I tego chcę uczyć.
środa, 4 listopada 2009
wtorek, 27 października 2009
Jednostki czasu na Kozanowie
Kropla drązy skałę, a osiedlowe latarnie są toczone przez hektolitry psiego moczu.
Mierne trawniczki się nie liczą, za to kilka słupów oświetleniowych to świetne punkty graniczne. Granic terytoriów nakłada się kilkadziesiąt lub nawet kilkaset, bo bloki dookoła, setki klatek-mieszkań, w co trzeciej: pies, piesek, psisko. Dzień za dniem, w rytm skróconych do minimum spacerów, słup w pewnej strefie nad ziemią przyjmuje co chwilę kolejną dawkę trucizny, a kazda przybliza go do śmierci. Destrukcja - czas mijający na blokowisku.
Metal kontra lata terytorialnych zapędów.
Wreszcie korozja, słabe punkty, silniejszy podmuch międzyblokowego przeciągu i słup pada na trawę.
Ale czas nie staje nigdy. Juz pojawi się lada moment nowe wyzwanie - nowy słup graniczny. Nowa era.
Podstępy postępu
Notki z lata '09
"O czym mamy gadać? O pogodzie?!..."
Są sytuacje i warunki, gdy ludzie dostają moralną dyspensę na rozmowy o pogodzie. Przestają one być czczą wymianą utartych zwrotów, zapchajdziurą stresujących chwil ciszy, gdy nie klei się rozmowa. Dyskusje o frontach atmosferycznych nabierają prawdziwie wojennego charakteru a prognozy, tak jak dawniej, gromadzą całe rodziny przed telewizorem. Od kilku tygodni panuje niepisane zezwolenie na to, aby jawnie bać się tego, czy znów będzie padać.
Bo teraz to coś więcej niż strach przed nieudanym banalnym grillem czy przemoczonym ubraniem. Stawką teraz jest to, czy czyjś dom będzie zagrożony powodzią, czy ktoś straci dorobek życia... Wszechmocny żywioł znów wprawia ludzi w rozpacz. Jedni się tłumaczą, inni załamują ręce.
A my wstydzimy się przyznać przed sobą, że mając tyle kontroli nad życiem i "naszym" światem, jesteśmy czasem tak samo bezradni jak nasi przodkowie w chatach krytych mchem i słomą. Tylko nam jest trudniej, bo niepotrzebnie wymyśliliśmy sobie, że jest inaczej.
czwartek, 1 października 2009
środa, 3 czerwca 2009
Dla Mojej Babci
"Czerwone jabłuszko, przekrojone na krzyż, czemu ty dziewczyno..."
I jeszcze "Gąskie moje..."
Chociaz boli mnie gardło opanowane akurat anginą, śpiewamy razem, najładniej jak się da...
piątek, 15 maja 2009
Kiedy następny rejs...?
Kręci mi się w głowie.
Zgadnij co to za miejsce.
Wszechobecny smolisty zapach dymu z papierosów. W dzisiejszych czasach nie czuć czy tanich czy nie.
Wokół woń alkoholu, wymieszana: i ta wczorajsza i ta świeża - z dziś - gatunków wszelkich...
Za to perfumowanie w większości wczorajsze. Najtrwalsze nuty zapachowe do złudzenia przypominają odór potu...
Gwar, podekscytowane głosy. Co chwilę ktoś rzuci jakiś żart i tłumek zaczyna szemrać lub też falować śmiechem...
Ale to nie jest portowa knajpa. Pozory mylą.
Otwórz oczy, otwórz.
To Urząd Pracy w Dużym Mieście. Poniedziałek rano, czas rejestracji bezrobotnych.
Nie tylko marynarzy.
piątek, 10 kwietnia 2009
Synchronizacja
Samolot rozpołowił właśnie niebo dokładnie nad moją głową i przystankową ławką, na której siedzę.
Kiedy czekam w bezruchu na autobus, mijają mnie aż trzy biegnące osoby. Plamy potu na koszulkach to znak, że nie podbiegają właśnie na MPK, tylko uprawiają bieganie rekreacyjnie.
Wreszcie w ciągu kilku dni z zimy nagle zrobiło się lato. Jak radykalna zmiana witryny sklepowej.
A właściwie to jest jak w klimacie pustyni - poranne przymrozki i letni upał po południu.
Zaś wegetacja śpi wciąż jak misie w gawrach. Anomalia, rozbieżność Aury i Flory - dwóch sióstr, z których jedna nie nadąza za drugą.
------------
Z ostatniej chwili - Flora zdecydowanie podgoniła siostrzyczkę i wszystko na wyścigi wybucha zielenią.
A ja akurat kilka dni temu 'zgubiłam' aparat fotograficzny... Niedobrze.
środa, 25 marca 2009
Ćwiczenie uśmiechu
niedziela, 15 marca 2009
Czas - tik tak...
środa, 25 lutego 2009
Pies i widok na niebo
Czujemy upływ czasu, ale nie umiemy nad nim panować.
I nie wnikając w fizyczną naturę rzeczy, wynalazca objaśnia, że sam odkrywszy wrota czasu jest jak pies, który ujrzał tęczę. Tylko żaden inny pies mu w to nie uwierzył...
Tyle fikcji filmowej.
Kiedyś znów usłyszałam opowieść, że choć według pewnych uznanych zasad zwierzęta nie mogą doznać oświecenia, to podobno był przypadek, gdy pies, który obieg kilkakrotnie świątynię doświadczył czegoś w rodzaju oświecenia.
Budzi to mój uśmiech, ale może ma to być traktowane jak alegoria przekraczania ograniczeń, które ma każdy z nas?...
W zimowe poranki, zdarza mi się wyjść z psem, kiedy wszystko jest pokryte świeżo spadłym śniegiem. Pies zaczyna zachowywać się dziwnie...
Może przyczyną tej przemiany jest czystość i bezzapachowość świeżego śniegu, uwalniająca psa od ogromu bodźców? Taki puch to przecież istna „pustynia węchowa”. W każdych innych warunkach instynkt każe mu bezwarunkowo śledzić wszystkie trawnikowo-osiedlowe aromaty. Pies, nie myśląc, nie ma wyboru, rządzi nim tylko instynkt. W tych warunkach chyba zupełnie bezlitosny... Pewnie wachlarz zapachów go męczy, zmusza do ciągłej analizy, zwierzak wciąż musi badać po psiemu każde miejsce. Każde miejsce pełne wielu treści.
A tego ranka pies wbiegł wprost w wielką zaspę, ochoczo obwąchał po swojemu oznaczoną górkę śniegu i... stanął. Dalej wszystko było pokryte grubą, niewzruszoną warstwą śniegu padającego całą noc. Świat na chwilę litościwie odciął go od większości bodźców.
Ale w świecie nie ma pustki. Zawsze znajdzie się jakaś opcja „B”.
Pies stał, ale przez moment nie nasłuchiwał, ani nie wykonywał żadnej innej czynności. Zdawał się myśleć... Nagle uniósł głowę, utkwił wzrok w pustułkach przelatujących nad blokowiskiem, i dłuższą chwilę podążył za nimi wzrokiem, obserwując jak gonią mewy.
Przebłysk, olśnienie – nagłe uświadomienie sobie czegoś w innej sferze, na co kiedy indziej nie ma szans. Pustka, która wyzwala.
Dla jasności powiem, że potem wszystko wróciło do normy :). Ale moje wrażenie pozostało.
I pomyślałam wtedy – może my też uwolnijmy się czasem od natłoku tego co w nas i poza nami. Mając świadomość – naszą przewagę nad zwierzętami – potrafimy celowo odciąć się od tłumu widoków i dźwięków świata.
Przestańmy na chwilę rutynowo robić co każe nam „instynkt”, wyuczone poczucie obowiązku, rola przez nas spełniana, czy wpojone poczucie winy, które pojawia się zaraz, gdy popadamy w bezczynność.
W tej pustce spójrzmy spokojnie w siebie, odrzućmy nerwowe migawki, że przecież trzeba teraz coś robić...
Jeszcze minutę temu współczesny świat był jak osiedlowy trawnik dla psa, a w nas samych było tyle nakazów, przyzwyczajeń, norm, wyobrażeń...
A teraz chwila oczyszczenia w próżni bodźców. Przebłysk.
Nie bójmy się pustki, ona pozwala rozkwitać. Wypełni się na pewno...
środa, 18 lutego 2009
Nie wiesz co zrobić z rękami?...
Białe szaleństwo na ...rowerze
poniedziałek, 12 stycznia 2009
Wehikuł
Tylko teraz trzymają swoje codzienne maski księgowych, nauczycielek, urzędników... w kieszeniach, razem z czapką.
Twarze zaspane, nieobecne, czasem uśmiechnięte w zamyśleniu, czasem rysy rozmyte, bo jeszcze nie uruchomił się tryb pracownika, który działa jak lifting i twarz dopasowuje do roli.
Kołysani miarowo,
Przekornie usypiani, choć pora obudzić się na dobre...
Aż wreszcie przekraczają drzwi ciepłego wehikułu i robią krok na zewnątrz. To metamorfoza. Wreszcie naciągają swoją powszednią maskę wraz z czapka, beretem...
Szybkie rozprasowanie na niej poweekendowych zagnieceń i... start.
(6:47 rano, poniedziałek, Autobus w drodze do centrum miasta)